BERLIN

Wróciłam już z Paryża. Dzisiaj, jak pisałam, zdjęcia z Berlina :)
(dziwnym trafem - większość to zdjęcia jedzenia)






GOING TO PARIS

Na kilka dni wybywam do Paryża, a po powrocie dodam też kilka zdjęć z wakacyjnej wycieczki do Berlina.




1 - ricotta hotcakes, 3 - new york cheesecake

homemade sushi


Pierwszy raz sushi spróbowałam kilka lat temu, gdy dopiero zaczynałam naukę w gimnazjum. Pamiętam, że nie było ono szczególnie smaczne, więc na jakiś czas się zraziłam. W końcu postanowiłam wybrać się do porządnej restauracji i od tamtej pory jestem zakochana w japońskiej kuchni (właściwie, to nie tylko japońskiej, dania azjatyckie to jedne z moich ulubionych). Moi rodzice również zajadają się sushi i wspólnie próbujemy tych specjałów w różnych warszawskich sushi barach. Właściwie można powiedzieć, że jesteśmy smakoszami i koneserami, a za każdym razem porównujemy dania do poprzednich. Trzeba przyznać, że teraz opcji jest mnóstwo i można przebierać, bo knajp, które serwują sushi ostatnio znacznie się namnożyło – jak kebabów swego czasu. Z tym, że surową rybę nie każdy lubi i jedzenie to nie trafia do mas. Jednak myślę, że mnogość tego typu miejsc świadczy o pewnej modzie, a osoby chcące być „trendy” poświęcą się i będą przełykać sushi z niesmakiem, by po prostu móc się pochwalić.

Zawsze chciałam spróbować zrobić maki w domu, ale wydawało mi się to trudne, nie chciało mi się w to bawić. Ostatnio jednak poobserwowałam ich przygotowywanie i gdy zakupiłam składniki zabrałam się za „tworzenie”. Zrobiłam takie, jakie lubię najbardziej – z łososiem, avocado, ogórkiem i serkiem Philadelphia (na zdjęciu również z surimi). Wyszły naprawdę pyszne i razem z mamą zrobiłam je również kolejnego dnia, przy czym jestem pewna, że nie był to ostatni raz :)






Kolejny upalny dzień, który nad morzem bądź basenem byłby idealny, jednak w mieście jest dla mnie trudny do wytrwania. Zawsze uwielbiałam lato i gorąc, a po tegorocznej zimie nie spodziewałam się aż tak wysokich temperatur. Ze skrajności w skrajność. Dzisiaj jednak i tak nie zamierzam nigdzie więcej wychodzić (ewentualnie wieczorny spacer). Jutro idę na wesele, a nabawiłam się okropnych odcisków chodząc w sandałkach – nie było to dobrym pomysłem. Teraz mogę tylko liczyć na to, że nie będę za bardzo cierpiała. Wybrałam się tylko na szybkie zakupy, a teraz siedzę z bolącym brzuchem. Wypadałoby tylko trochę posprzątać. Może w końcu zabiorę się za oglądanie zaległych odcinków True Blood.




Necklace - Topshop
Bracelet - Topshop

hot like whoa

Upały oficjalnie wróciły do Warszawy i choć zdecydowanie wolę gorące lato od mroźnej zimy, to tak wysokie temperatury są dla mnie wręcz nie do wytrzymania. Ratunkiem jest dla mnie jedynie pozostanie w domu podczas godzin szczytu i sączenie schłodzonej wody z cytryną. Czasami jest to nawet herbata zielona, którą pijam litrami nawet teraz, paradoksalnie musi być gorąca.
Obecnie jednak preferuję optymalne warunki, zwłaszcza, że cierpię na deficyt szortów i sukienek – wszystko jest na mnie za duże! Radzę sobie jak mogę, a spódnica z dzisiejszego zestawu została zakupiona tak z braku laku – mimo to bardzo ją lubię. Do tego naszyjnik z sową. Swoją drogą, ostatnio ten motyw jest bardzo popularny i nie wiem czemu zawdzięcza swój fenomen (zapewne temu, że h&m wypuścił „sowie” dodatki). Mnie to w sumie cieszy, bo bardzo lubię ten, mało już oryginalny, wzór.


Skirt - H&M
Cardigan - Zara
Shoes - Zara
Necklace - H&M

START

Od jakiegoś czasu wiele osób namawiało mnie, bym założyła bloga. Upierałam się, że nie ma to najmniejszego sensu, gdyż nie jestem systematyczna i szybko zapomnę o aktualizacjach. Kolejną wymówką był dla mnie częsty brak fotografa – a jak już mam coś robić, to porządnie (i tu pozdrawiam Olgę!). Faktycznie czasami cierpię na brak zdjęć, zwłaszcza w każdym sezonie, który nie jest letni (zdjęcia w mrozie nie są dla mnie), bo zwyczajnie nie mam czasu. Starać się jednak będę, bo codziennie nic dodawać nie muszę, a jak już się bardzo znudzę, to mogę przecież zrezygnować. Jest to mój pierwszy blog tego typu, więc mam nadzieję, że nie będziecie oczekiwać ode mnie super profesjonalnych postów o modzie i ubraniach z wybiegu. Owszem, czasami się nimi inspiruję, ale na co dzień nawet nie mam ochoty oglądać najnowszych kolekcji projektantów – noszę to, co w danym momencie mi się podoba. Nie tworzę także list „must have”, co niewątpliwie plusem nie jest, bo mogłabym na tym zaoszczędzić sporo pieniędzy. Zakupy są zdecydowanie moim uzależnieniem, z którym bezskutecznie walczę.
Moją inną obsesją, niezwiązaną z modą, jest kulinaria. Nawet, gdy nie piekę kolejnego ciasta i nie gotuję wymyślnego dania, zastanawiam się nad czymś nowym do wypróbowania. Oprócz tego mogę dosłownie godzinami oglądać zdjęcia jedzenia. Wiem, nie widać po mnie, jestem szczupła i takie tam. Tak na początek, mój ostatni zestaw nie inspirowany niczym. Butów na obcasie często nie noszę – na co dzień stawiam na wygodę.

Jeans - Zara
Boots - Zara
Lace shirt - H&M
Cardigan - Zara
Bag - Zara
Chain - H&M